Słowem wstępu
No więc stało się. Był to nasz pierwszy satsang. Co więcej całkowicie nieplanowany. Wcześniej widzieliśmy satsangi kilku nauczycieli w internecie. Widzieliśmy też wcześniej kilka klipów Patrycji Pruchnik. Na tym jednak kończyła się nasza „wiedza”. W piątek, o godzinie 22:00 dowiedzieliśmy się o wydarzeniu Patrycji. O 22:30 mieliśmy już spakowane plecaki. Rano wsiedliśmy do samochodu i ze Śląska ruszyliśmy w kierunku Łodzi, po drodze kontaktując się z organizatorami i rezerwując nocleg. Mówi się, że nieplanowane wyjazdy są najlepsze… Mieliśmy nadzieję, że tak właśnie będzie.
Kim jest Patrycja Nitya Pruchnik?
Nitya to imię nadane Patrycji przez jej nauczyciela Sri Mooji. W sanskrycie, Nitya znaczy „Wieczna Esencja”. Patrycja już od dłuższego czasu prowadzi satsangi, odosobnienia, medytacje i warsztaty z non-duality w tradycji Advaita Vedanta. Robi to w Polsce i za granicami naszego kraju. Jej wystąpienia w języku polskim jak i angielskim są dostępne na jej kanale na YouTubie. Patrycja jest też autorką książki “Koniec wszystkich historii. Medytacje”, która jest zresztą dostępna w naszym Spokojnym sklepie.
Nitya wspomina, że na jej pierwszym satsangu z Moojim, mimo bariery językowej, coś bardzo głęboko się w niej poruszyło. Poczuła, że znalazła coś czego bezskutecznie szukała całe życie. Mooji to nauczyciel duchowy, znany wielu ludziom z prostego przekazu i radosnego usposobienia. W internecie jest dostępnych wiele jego materiałów – jeśli nie znasz, warto zobaczyć.
[pinboard id=2871]
Foto: Natalia Giedryś
Przebieg warsztatów satsang
Całość odbyła się w starej kamienicy, Łódzkiego Ośrodka Zen Szkoły Kwan Um. Grupa uczestników składała się z kilkunastu osób, w różnym wieku. Satsang trwał dwa dni – sobotę i niedzielę. Sobota rozpoczęła się od wspólnej 1,5 godzinnej medytacji prowadzonej. Po medytacji była przerwa obiadowa. Po przerwie wróciliśmy na 2 godzinny satsang. Drugi dzień wyglądał bardzo podobnie – rozpoczęliśmy od medytacji, następnie przerwa i satsang.
Co to jest satsang?
W sanskrycie satsang oznacza dosłownie „obcowanie z Prawdą”. Jest to rodzaj praktyki duchowej, oryginalnie związany z hinduizmem. To spotkanie prowadzone w spokojnej atmosferze, można wręcz powiedzieć medytacyjnej, które polega na rozmowie osoby prowadzącej z uczestnikami. Osoba prowadząca opowiada i stawia w trakcie spotkania wiele pytań. Stawiane pytania bardzo często poddają w wątpliwość rzeczy, które wydawałyby się niepodważalne. Ale o tym w dalszej części…
[pinboard id=2861]
Foto: Natalia Giedryś
Po co mi satsang? Czy warto?
Satsang pomaga spojrzeć na rzeczy z innej perspektywy. To też okazja aby zwolnić, pobyć z innymi i wspólnie głęboko zastanowić się nad otaczającą nas rzeczywistością. Wydaje mi się, że samo to jest już wartościowe, w szczególności w dzisiejszych czasach.
Wszystko pędzi. Jesteśmy ciągle zajęci bieganiem za zakupami, obowiązkami w pracy czy w domu. Cały czas kłębią się w nas myśli, z którymi w pełni się identyfikujemy. W tle ciągle gra telewizja, przeglądamy społecznościówki i setki innych stron internetowych. Jesteśmy zalewani informacjami, które coraz mniej dla nas znaczą. Nie potrafimy na chwilę się od tego wszystkiego odłączyć. Jesteśmy uzależnieni, nawet tego nie zauważając.
“Toniemy w informacji, umieramy z braku wiedzy”
Wynikiem tego wszystkiego jest wylew depresji, stresu, agresji, chaosu, zagubienia, poczucia braku sensu, braku radości i wielu przeróżnych chorób cywilizacyjnych.
Satsang pomaga wprowadzić w życie codzienne trochę więcej spokoju, harmonii, dystansu i radości.
Czy satsang jest związany z religią?
Satsang to tradycja znana od tysiącleci. Oryginalnie związany jest z hinduizmem. Jednak warsztaty z Patrycją Pruchnik nie nawiązują do niego bezpośrednio. Przyznam, że początkowo miałem pewne obawy, że to spotkanie może być formą jakiegoś kultu, sekty. Obawiałem się manipulacji. Jednak po tych dwóch dniach mogę powiedzieć, że nie odniosłem takiego wrażenia. Patrycja zaznacza, że nie chodzi tu o nią ale o indywidualne procesy, które dzieją się wewnątrz każdego z nas. Nacisk był na skierowanie uwagi na swoje wnętrze – nie na prowadzącego.
Nie da się jednak zaprzeczyć, że satsang jest praktyką duchową. Nie jest związany z jakąś konkretną religią. Skupia się jednak na poszukiwaniu czegoś głębiej. Jest praktyką zmierzającą do odkrycia Świadomości. Świadomości, której nie da zbadać się zmysłowo i rozumianej szerzej niż definiuje to psychologia. Coś co leży u podstawy wszystkiego. Wiem, brzmi tajemniczo. Spróbujmy więc zebrać w kilku paragrafach jak na satsangu definiowana była Świadomość.
Czym jest świadomość?
W zasadzie można powiedzieć, że cały satsang sprowadza się do próby zdefiniowania czy zlokalizowania świadomości. Próbuje się ją określić przeróżnymi pytaniami. Pytania te, bardzo często zadaje Nitya, ale uczestnicy biorą również czynny udział i dokładają swoje. Jeśli masz chwilę, spróbuj przeczytać te pytania powoli, jedno po drugim i dać sobie czas na ich zrozumienie.
Gdzie znajduje się świadomość? Czy świadomość jest umysłem? Myślą? Emocją? Czy świadomość jest doświadczeniem? Czy świadomość znajduje się w ciele? Jeśli tak to gdzie? Jest tu czy gdzieś indziej? Czy są dwie świadomości czy jedna? Gdzie zaczyna się moja świadomość? Gdzie się kończy?
Czy jest ona stała czy się porusza? Czy się zmienia? Jaka jest relacja świadomości do czasu? Starzeje się? Czy jest dojrzała świadomość? Niedojrzała świadomość? Czy świadomość jest mała czy duża?
[pinboard id=2889]
Foto: projekt c y n a m o n
Odpowiedzi nie przychodzą łatwo, dlatego szukamy wspólnie. Co ciekawe, okazuje się że każda odpowiedź opisuje tylko jakąś część świadomości – nigdy samą świadomość. Na przykład: “Ja widzę. Ja czuję. Ja słyszę. Ale co widzi? Co czuje? Co słyszy?” Próbujemy zajrzeć głębiej i zobaczyć “co widzi”? Oczywiście nie udaje nam się tego zobaczyć…
“Wielu mędrców próbowało znaleźć świadomość – nikomu się to nie udało, nikt jej nie znalazł. Natomiast jednocześnie nikt nie potrafi jej zaprzeczyć.” Patrycja Pruchnik
Nitya wskazuje gdzie leży problem. Zostaliśmy nauczeni przez nasza kulturę, aby kojarzyć świadomość z czymś namacalnym. Mówi się nawet, że mam świadomość czegoś. To świadomość, której potrzebne jest doświadczenie czyli coś takiego jak emocja czy uczucie. Jednak świadomość emocji nie może być świadomością ostateczna, ponieważ emocja zawiera się w świadomości. Jest jakby jej częścią, ale nią ostatecznie nie jest. Musi więc być coś głębiej…
Mniej więcej takim sposobem, dochodzimy do konkluzji, że prawdziwa Świadomość nie jest doświadczeniem. Nie da się jej dotknąć a nawet opisać słowami. Nie może być doświadczona w sposób w jaki przywykliśmy na co dzień.
Czuje się zdezorientowany… ?
Takim sposobem, krok po kroku obieramy jakby „warstwy cebuli”. Czasem mam wrażenie, że to nie ma sensu. Jednak powoli, rzeczywiście dochodzimy do czegoś co da się wyczuć jakby intuicyjnie ale nie da się zdefiniować…
Poprzez to “obieranie cebuli” dochodzi się do tego co Patrycja nazywa „świadomością Świadomości”, “uważnością Uważności” czy „obecnością Obecności”. Logika doprowadza nas do nicości ale nie w negatywnym znaczeniu tego słowa. To intensywne uczucie lekkości intelektualnej i wewnętrznego spokoju, które kilkukrotnie w trakcie satsangu wzbudziło w grupie śmiech.
“Nawet powiedzenie „świadomość” to za dużo, ponieważ powiedzenie „świadomość” nadaje jej podmiotowości, której nie ma.”
Lekkości dodała też informacja, że świadomości nie musimy w żaden specjalny sposób zdobywać, ponieważ ona nie była nigdy niezdobyta. Po prostu jest, i jest, i jest – jest ciągle… Świadomość jest bezwysiłkowa. Nie muszę nic robić, aby być świadomym.
“Ooo! Czyli nie muszę już codziennie siedzieć na poduszce do medytacji? Doskonale!” – pomyślałem ?
Czym jest doświadczenie?
Doświadczenie jest określane przez Patrycję jako wszystko to co możemy poczuć własnym ciałem. Są też nimi oczywiście nasze myśli i emocje. Wszystko to składa się na nasze doświadczenie. Jesteśmy wszyscy bardzo przywiązani do naszych doświadczeń. Zostaliśmy wychowani, aby je bronić. Jak się dowiadujemy, doświadczenie związane jest też z ciągłą zmiennością i nietrwałością wszystkiego co nas otacza.
Tak więc ponownie, szeregiem pytań próbujemy zbadać czym jest doświadczenie. Gdzie jest to miejsce, z którego przychodzą i dzieją się doświadczenia? Co w tej chwili doświadcza emocji? Co umożliwia doświadczanie? Czy jestem doświadczeniem? Czy zawieram się w doświadczeniu? Czy doświadczam ciałem?
Są to warianty pytania: “Kim tak naprawdę jestem?”. Głęboka introspektywa pokazuje, że wszystkie rzeczy, które mogą być znalezione odbywają się w świadomości. Pokazuje, że wszystkie doświadczenia dzieją się jakby w przestrzeni świadomości ale samą świadomością nie są. Patrycja sięga po telefon i pokazuje nam zegar na czarnym tle. Podobnie jak wskazówki tego zegarka przemieszczają się po czarnym tle, tak nasze doświadczenia zmieniają się w przestrzeni naszej świadomości. Świadomość jest zawsze obecna, trwała i niezmienna.
[pinboard id=2886]
Patrycja wskazuje na głębsze doświadczanie czyli wyczulenie się na coś co jest poza słowami i doświadczeniem zmysłowym. To doświadczanie nazywa „Pierwszą obecnością”. Nie mówi tu o odrzuceniu rzeczywistości fizycznej czy o odrzuceniu doświadczania zmysłowego. Mówi o tym, że przed nietrwałym doświadczeniem zmysłowym czy wiedzą mentalną jest coś niezmiennego i wiecznego w czym można się rozluźnić i spocząć. Aby więc odpowiedzieć sobie na pytanie “Kim jestem?” należy się uwrażliwić. Należy w pewnym sensie przestać patrzeć na to co widzę i zwrócić uwagę na to „kto widzi”. Wystarczy poprzestać na tym pytaniu. Wystarczy z nim być. Jak mówi Nitya: „Samo to pytanie zrobi robotę. W ten właśnie sposób można odnaleźć siebie. W tej prostocie.”
“Doświadczenie się dzieje – nikomu. Po prostu się dzieje.”
Nonszalancki non-dualizm
Aby zrozumieć czym jest non-dualizm zacznijmy od zdefiniowania dualizmu. Dualizm oznacza dwoistość. Oznacza to, że człowiek doświadcza jedynie poprzez różnorodność. Na przykład, aby poznać radość, musimy poznać smutek, aby poczuć głód, musimy doświadczyć sytości, aby zrozumieć, że wszystko jest jednością, musimy doświadczyć wielości. Według non-dualizmu, różnorodność jest potwierdzeniem tego, że wszystko jest jednym – taka jest natura naszej rzeczywistości. W esencji wszystko prowadzi do Jedności.
„Kurcze. Chyba znowu się zgubiłem. Różnorodność potwierdza istnienie jedności wszystkiego?” – pomyślałem.
Jeśli Ty też się zgubiłeś – bez obaw. Na temat non-dualizmu pisze się grube tomy (przykładem może być Kurs Cudów) Patrycja mówi, że non-dualizm po prostu oznacza “nie dwa”. Dlaczego “nie dwa”? Bo wiesz, że to drugie nie jest Ci do niczego potrzebne, ponieważ to pierwsze broni się samo. Gdy uświadomisz to sobie, cała ta dywagacja, wszystkie te ucieczki, nadzieje i uniki nie będą już potrzebne. Stoisz z tym co jest – ot tak. Nie inaczej.
[pinboard id=2869]
Foto: Natalia Giedryś
Czy świadomość może się mylić? Czy życie się myli? Chyba nie. Podważanie czegokolwiek nie ma sensu. W pewnym sensie budzenie się w rzeczywistości non-dualnej oznacza stanięcie w pełnej akceptacji. Dzięki temu nagle to co było przekleństwem staje się cudem. Nie dlatego, że się o tym myśli. Gdzieś głęboko w środku wie się, że tak jest. To nie zrozumienie czegoś, tylko pewnego rodzaju intuicja.
“Tego kto patrzy, kto widzi i słyszy po prostu nie ma. Nie ma go jako kogoś oddzielonego od całości.”
Iluzoryczność rzeczywistości materialnej
Patrycja kilkukrotnie wracała do tematu iluzorycznej natury świata materialnego. Niektóre z pytań mających pomóc nam zbadać tę iluzoryczność brzmiały następująco:
“Gdy masz zamknięte oczy, to czy Twoje doświadczanie się zakończyło? Widzisz ciemność, lecz Twoje doświadczenie się nie kończy. Czy ciemność ma początek i koniec? Czy jesteś w jakiś sposób oddzielony od tej ciemności? Czy jest ciemność i ty? Czy ty jesteś tą przestrzenią? Czy możesz powiedzieć w czym się zawiera? Czy możesz powiedzieć czy jest przypisana do ciała? Jeśli jesteś od niej oddzielony to w jaki sposób? Gdzie dzieją się te wszystkie obiekty, które widzisz? Po czym się przemieszczają? Gdzie żyją? Czy możesz dostrzec aspekt nieograniczoności, nieskończoności mając oczy otwarte?”
Gdy pominie się wszelkie interpretacje umysłu i dojdzie się w końcu do samego sedna, pozostanie po prostu ciemność. Bez kształtu, bez przypisanego miejsca. Nie ma między nami dystansu bo wszystko jest jednym. Przestrzeń i oddzielenie jest tylko i wyłącznie iluzją umysłu.
Umysł
Żyjemy w naszych głowach. Na co dzień w zdecydowanej większości komunikujemy się za pomocą słów. Opowiadamy sobie samym historie w głowie; gdy rozmyślamy, wspominamy, planujemy czy pracujemy. Wcześniej czy później nasze myśli stają się pierwszą prawdą. Stają się pierwszym wewnętrznym widzeniem, co do którego nie mamy żadnych wątpliwości.
Na początku pojawia się malutka myśl w stylu: „smutno mi”. Trudniejsze okoliczności w życiu lub zwykła tendencja umysłu do negatywności spowoduje, że tego rodzaju myśl wróci ponownie, i ponownie. Zacznie dobierać kolejne argumenty nadające jej siły. Myśli bardzo często wiążą się z emocjami, które czujemy w ciele. Wkrótce odczuwamy dotkliwy, dokuczliwy smutek, gdzieś głęboko w środku. Emocje z kolei dodadzą kolejnych argumentów umysłowi i negatywna pętla się zamyka…
Dlatego tak bardzo czasem przydaje się umiejętność wyłączenia umysłu. Trzeba umieć nabrać do niego dystansu, odstawić na bok. Można sobie w takich chwilach zadać pytanie: „Kim jestem i w kim się ta dywagacja dzieje?”. Bycie z tym pytaniem pozwala ponownie uświadomić sobie, że umysł nie jest najważniejszy. To jest droga do poznania jednej, nie-dualnej rzeczywistości, w której myśli nie są na pierwszym planie.
Nadawanie nazw, form, znaczeń tworzy wewnętrzne poczucie oddzielenia. Powstaje mimowolna identyfikacja z ciałem, myślą i emocją. Jeśli nie macie pewności, że to prawda, sprawdźcie to bezpośrednio na sobie. Informacja staje się wiedzą wyłącznie wtedy gdy zostanie bezpośrednio sprawdzona. Spróbuj w medytacji obserwować wszystko dookoła bez używania słów określających nazwy i formy. Sprawdź czy czujesz wtedy oddzielenie.
Czyli pierwszym krokiem jest zauważenie umysłu, uświadomienie sobie kiedy i w jaki sposób się ujawnia. Drugi krok to próba porzucania umysłu.
Wizja porzucenia umysłu nadaje pewnej lekkości. Z drugiej strony budzi we mnie mocny sprzeciw… Uświadamiam sobie jednak po chwili, skąd bierze się ten sprzeciw. Ahhh, to nie jest takie proste…
Cisza i spokój
Na satsangu ciekawym doświadczeniem były dla mnie wydłużone momenty ciszy w trakcie rozmowy. Jest to coś do czego nie przywykłem. Środowisko pracy i moje wychowanie nakazują ciągłość w komunikacji. Cisza oznacza często skrępowanie, zakłopotanie. Dlatego zwykle jej unikam…
Zauważyłem jednak, że tam cisza była całkowicie przyzwolona. Nie budziła skrępowania. Dawała chwilę na zastanowienie się. Nawet jeśli odczuwało się strach czy tremę związaną z mówieniem to ten brak pośpiechu dawał wytchnienie i ulgę. Pozwalał mówić z głębi a nie z emocji. Ciągłe gadanie jest zakodowane w naszym społeczeństwie. Prawdopodobnie nauczyliśmy się tego od ciągle nawijających prezenterów telewizyjnych, non-stop nadającego radia, krzyczących banerów na ulicach, niekończących się streamów informacji na profilach społecznościowych – wszystko i wszyscy mówią, bez przerwy.
Zapomnieliśmy, że czasem wystarczy po prostu być. Być z sobą czy z drugą osobą. Nie trzeba czuć się przymuszonym do mówienia. Nie musi w związku z tym powstawać napięcie. Satsang daje rzadką możliwość pobycia z grupą ludzi – ot tak po prostu, powoli, bez przymuszania, wołania czy namawiania. Ot tak, po prostu, na spokojnie.
Jak wygląda praktyka?
No więc jak to wszystko ma przełożyć się na moją codzienność? Co mogę z tym wszystkim zrobić? Rzeczywiście po tych dwóch dniach na satsangu, czuje się spokojniejszy. Rzeczy wydają się klarowniejsze ale co po powrocie do pracy, rodziny, obowiązków i całej reszty?
Pierwszy krok to zauważenie świadomości. Stale próbuj przekierowywać uwagę na Świadomość. Praktykuj jak najczęściej „patrząc” w tym „kierunku”. Skieruj uwagę na świadomość Świadomości. Pomocniczo zadaj sobie pytanie: czy moja świadomość teraz jest czy jej nie ma? Nie trzeba siedzieć w pozycji lotosu, aby to praktykować. Wręcz dobrze jest zadawać sobie to pytanie w codziennych okolicznościach.
[pinboard id=2855]
Foto: projekt c y n a m o n
Jeśli natomiast masz możliwość praktykowania formalnej medytacji – też dobrze. Nawet 5 minut dziennie wystarczy – ważne, aby była regularność. Co do techniki, Patrycja zachęcała do medytacji „Nic nie robienia”. Polega ona na po prostu siedzeniu i pozwoleniu, aby wszystko było tak jak jest. Nie staraj się skupić nawet na oddechu. Nie próbuj nawet rozluźniać ciała. Gdy pojawiają się myśli – zauważ je i zaakceptuj. Powiedz sobie: “Doskonałe są te myśli”. Czujesz niecierpliwość – zauważ ją i zaakceptuj. Powiedz sobie: „Doskonała jest ta niecierpliwość.”
Spróbuj nie ingerować w doświadczenie. Spróbuj nauczyć się puszczać wszystko takim jakim jest. Jednocześnie zwracając uwagę na świadomość. Na początku zauważysz oscylację: pamiętam – zapominam, widzę – nie widzę. Z czasem jednak tego widzenia będzie coraz więcej. Praktyka czyni mistrza ?
Podsumowanie
Jaka więc jest moja opinia? Muszę powiedzieć, że na początku czułem się trochę skrępowany. Ołtarzyk, stolik z obrusem, świeczka, obrazki hinduskich guru i Patrycja siedząca nad nami na krześle trochę mnie początkowo skrępowały. Chyba większość z nas nie jest przyzwyczajona do przebywania w takich miejscach. Ta sceneria chyba obudziła we mnie obawy związane z sektami, manipulacją, wykorzystywaniem.
Po pierwszym dniu trochę nie wiedziałem co o tym wszystkim myśleć. Ale może dlatego, że o tym próbowałem myśleć. Wewnątrz czułem mieszankę sceptycyzmu ale też poczucie, że coś te rozmowy we mnie poruszyły. „Coś” to słowo klucz, ponieważ ciężko to zidentyfikować.
Drugi dzień trafił do mnie zdecydowanie głębiej. Już wtedy miałem wrażenie, że znam tych ludzi. Mimo tego, że nie rozmawialiśmy, w jakiś sposób dało się odczuć pewną więź. To poczucie pomogło mi głębiej się rozluźnić i skupić na satsangu.
Pozytywnie zaskoczył też fakt, że pierwszy satsang był planowany na 2 godziny a ostatecznie byliśmy razem ponad 3 godziny. Patrycja ewidentnie kocha to co robi. Jest otwarta na ludzi. Nikogo nie krytykuje, nie zaprzecza. W każdym pytaniu znajduje Prawdę, którą próbuje jedynie pokierować. Satsang jest w ogóle nie przymuszony. Daje to duże poczucie swobody i zaufania.
Tych dwóch dni nie da się dobrze streścić. W tym wpisie zawarłem małą cząstkę tego nad czym pracowaliśmy. Dodatkowo, bardzo ważnym aspektem jest obecność. Nie da się przekazać obecności uczestników czy atmosfery miejsca filmikiem czy książką. Wiadomo, szklany ekran czy kartka papieru nie oddają całości doświadczenia. Jeśli chce się rzeczywiście rozwijać, należy wyjść do świata i doświadczyć go wszystkimi zmysłami.
Jeśli natomiast się obawiasz – to naturalne. Ja ze swojej strony mogę zapewnić, że są to spotkania bezpieczne, a co więcej niezwykle wartościowe.