Życie bywa zaskakujące! Choć bywa i tak, że symptomy płynące z ciała lub zdarzenia stają się nie lada wyzwaniem. Ale poddając się mądrości czasu, to właśnie te chwile niewygody prowadzą zazwyczaj do miejsca, w którym nasze życie zmienia bieg. I od tej pory karty naszej historii zapisuje nowa dotąd nieznana, ale jakże ekscytująca droga. Czy i tak wyglądał początek drogi Ewy Szydłowskiej w kierunku Ajurwedy? Zapraszamy Cię do inspirującej rozmowy.
Ewa, jak rozpoczęła się Twoja przygoda z Ajurwedą?
Moja przygoda z Ajurwedą zaczęła się od mojego zdrowia, a raczej jego braku.
Zanim trafiłam na Ajurwedę, która diametralnie zmieniła moje życie, funkcjonowałam, jak większość współczesnych kobiet – w ciągłym pędzie i stresie. Pracowałam na etacie, pnąc się po szczeblach urzędniczej kariery, a po godzinach wspierałam rodzinny biznes.
Gdy usłyszałam po raz pierwszy o Ajurwedzie, pracowałam na kierowniczym stanowisku w agencji rządowej. To była praca bardzo wymagająca i stresująca. Zanim jednak zanurzyłam się tak na poważanie w Ajurwedzie, dużo wcześniej odkryłam jogę. Do dziś wspominam moją pierwszą sesję jogi – ułożyłam się w Savasanie i wydawało mi się, że jestem rozluźniona i świetnie się relaksuję, ale nauczycielka podeszła do mnie, dotknęła lekko stopą mojego ciała i powiedziała ze śmiechem “rozluźnij się!”. I dopiero wtedy poczułam, że tak naprawdę moje ciało jest napięte niczym struna. I dotarło do mnie, że jest bardzo źle, że już nawet nie potrafię się zwyczajnie położyć i zrelaksować. Myślę, że to był punkt zwrotny w moim życiu. Zaczęłam poszukiwać, chociaż jeszcze nie w pełni świadomie. Wiedziałam już, że coś muszę zmienić, ale nie wiedziałam co dokładnie i jak mam to zrobić. Zaczęły mi się przewijać informacje o Ajurwedzie, ponieważ joga i Ajurweda są ze sobą powiązane, ale póki co traktowałam Ajurwedę z dystansem, wydawała mi się trudna, niezrozumiała i “egzotyczna”.
Wkrótce potem „sypnęło” mi się zdrowie. Zaczęłam mieć problemy ze skórą na dłoniach – pękała do krwi, zwłaszcza w kontakcie z detergentami, np. proszkami do prania czy płynami do naczyń, co bardzo utrudniało mi codzienne funkcjonowanie. Np. myłam się w gumowych rękawiczkach, aby zmiany skórne mogły się goić. Wkrótce do tego doszły reakcje alergiczne na wszelkie kosmetyki drogeryjne. Wtedy zainteresowałam się kosmetykami naturalnymi, zaczęłam sama je robić. A następnie poszłam jeszcze dalej – przejęłam ajurwedyjskie podejście do pielęgnacji skóry, wg którego nie nakładamy na skórę niczego, czego nie moglibyśmy zjeść. Jest to de facto pielęgnacja zupełnie naturalna, bez kosmetyków, oparta o to, co możemy znaleźć chociażby w swojej kuchni. Zaczęłam dzielić się moimi odkryciami na blogu.
Po drodze rozregulowała się moja tarczyca, miałam wszystkie klasyczne objawy niedoczynności. Nasiliły się również moje bolesne miesiączki, pojawił się trądzik hormonalny oraz inne problemy ze skórą niewiadomego pochodzenia.
I wtedy dowiedziałam się, że według Ajurwedy problemy ze skórą to tak naprawdę problemy z wątrobą. Że powinnam o nią zadbać, chociażby zmieniając pewne rzeczy w moim sposobie odżywiania się. Tak właśnie zrobiłam. Zaczęłam zwracać uwagę na to co jem, odstawiłam też kawę (a piłam 2-3 dziennie), zredukowałam alkohol, ostre przyprawy i kwaśne produkty, i zaczęłam pić zioła oczyszczające wątrobę. Efekt był wręcz spektakularny – uciążliwe zmiany skórne na dłoniach znikały dosłownie w oczach. Mogłam więc zająć się na poważniej masażem, którym zajawiłam się już wcześniej, przy okazji półrocznego kursu kosmetyki naturalnej.
To, czego doświadczyłam, sprawiło, że na poważnie zaczęłam zgłębiać Ajurwedę. Przekonałam się przecież dosłownie na własnej skórze, że coś w tym jest, że to działa. Z moją tarczycą, zamiast do endokrynologa, również trafiłam do Ajurwedy. A to zainspirowało mnie do poszerzania wiedzy, i do ukończenia kursów na konsultanta ajurwedyjskiego. I teraz wspieram w powrocie do zdrowia i równowagi kobiety, które mają podobną do mojej historię problemów ze zdrowiem.
Bliżej siebie z Ajurwedą – co dla Ciebie to oznacza?
Dzięki Ajurwedzie zyskałam umiejętność bycia ze sobą, bycia w kontakcie ze sobą na poziomie fizycznym, cielesnym. Nasz organizm nieustannie wysyła nam subtelne sygnały, informujące jak się aktualnie ma, czy jest mu dobrze czy nie. W naszej kulturze nie uczy się tego, aby zwracać uwagę na te subtelne sygnały, jak je interpretować i co robić z taką informacją. Pochylamy się nad tym dopiero, gdy organizm ściąga naszą uwagę bólem lub chorobą. A przecież żadna choroba nie pojawia się z dnia na dzień. Zanim ona się rozwinie, jest mnóstwo drobnych symptomów, które wskazują na to, że organizm się rozchwiewa. Nazywam to systemem wczesnego ostrzegania, Twoim osobistym SOS. To może być uczucie wychłodzenia, albo odwrotnie – nadmiaru ciepła, ciężkość na żołądku, ogólna ociężałość, przesuszająca się skóra, nalot na języku. Drobne objawy z czasem eskalują, np. uczucie nadmiaru ciepła przekształca się w zgagę lub luźniejsze wypróżnienia o intensywnym zapachu. A suchość organizmu ze skóry rozlewa się dalej, np. na suchość w jelitach, więc zaparcia. Takich objawów jest znacznie więcej. Ajurweda o tym mówi szczegółowo. Mało tego – mówi, jak sobie z tym skutecznie radzić.
Bo Ajurweda to sztuka komunikacji ze swoim ciałem, sztuka życia z uważnością, w kontakcie ze sobą, obserwowania siebie, wyłapywania sygnałów, które wysyła organizm, odpowiedniego ich interpretowania i reagowania na bieżąco, we właściwy sposób, gdy organizm daje nam znaki, że zaczyna wypadać ze stanu równowagi.
Jaką literaturę polecasz o tematyce ajurwedyjskiej?
Książka dostępna w Polsce, a którą polecam na start jest „Ajurweda. Kompletna recepta na optymalizację zdrowia, zapobieganie chorobom i życie z radością i witalnością” Acharya Shunya. Dzięki tej książce można poczuć czym jest Ajurweda, że to nie jest tylko koncepcja. Shunya jest tzw. acharya, czyli nauczycielem, przewodnikiem duchowym, naucza Wed. Pochodzi z rodziny z tradycjami ajurwedyjskimi. Czytając jej książkę można poczuć, że Ajurweda to wiedza przekazywana z pokolenia na pokolenie, bardzo żywa, ponieważ na wielu kartach książki Shunya dzieli się wspomnieniami o swoim dziadku, który wprowadzał ją w Ajurwedę. Tym co najbardziej ujmuje mnie w tej książce jest to, że Shunya akcentuje, że esencją Ajurwedy jest życie w rytmie Natury. Jest to nieco inne podejście, niż w mainstreamowych książkach dotyczących Ajurwedy. Bowiem w większości w dostępnej literaturze widoczny jest taki trend: zrób sobie test na prakriti, sprawdź jaką jesteś doszą i do tego dostosuj swój styl życia i sposób odżywiania. Tymczasem to jest duże uproszczenie. W kontekście diety prakriti jest jednym z 8 elementów, które się bierze pod uwagę przy ustalaniu optymalnego sposobu odżywiania. I to wcale nie najważniejszym, bo najważniejsze jest Twoje tu i teraz, co jest u Ciebie zaburzone, która z dosz, i jak się to u Ciebie objawia. Bo to wymaga zbalansowania.
Polecam też książki napisane przez lekarzy ajurwedyjskich czy ekspertów od Ajurwedy praktykujących w USA. Są one napisane w sposób prosty, przystępny. Czasem mówi się o nich, że są z nurtu pop Ajurwedy, ale to nie znaczy, że spłycają Ajurwedę, one po prostu przedstawiają ją w bardziej przystępny sposób. Bez sanskrytu i niepotrzebnego zagłębiania się w meandry filozofii Ajurwedy. Nie zawsze jest to potrzebne. Jedną z takich książek jest „Ajurweda – 10 nawyków, które sprawią, że Twoje ciało i życie rozkwitnie” Cate Stillman. To fajna książka, która pomoże nam poznać kluczowe ajurwedyjskie rytuały, wybrać sobie choć jeden nawyk, który osadzi mnie w dbaniu o siebie. Nie musimy znać teorii Ajurwedy, by móc z tej książki skorzystać.
Gdzie Ewa w najbliższym czasie można Cię spotkać?
W najbliższym czasie sporo się u mnie dzieje. Od 6-15 maja organizuję turnus oczyszczania ajurwedyjskiego u mnie w Bieszczadach, a po oczyszczaniu kurs masażu Abhyanga. Nieco później, w czerwcu, odbędą się weekendowe warsztaty jogi twarzy i naturalnej pielęgnacji skóry bez kosmetyków.
Zapraszam także na mój blog, gdzie raz w tygodniu ukazuje się nowy tekst związany z ajurwedyjskim stylem życia, zdrowiem kobiety i układem hormonalnym https://ewaszydlowska.pl/